środa, 8 lutego 2017

Byłam dzisiaj na filmie "Sztuka kochania" w reż. M. Sadowskiej. W końcu jestem poetką, która też pisze o miłości i stosunkach damsko - męskich zarówno w poezji, jak i w prozie. Temat wciąż aktualny i na czasie, tak wieczny, jak człowiek i wszystko, co go otacza, wszystko, czego pragnie i do czego zmierza... Bo przecież przychodzimy na świat, aby kochać. Film oparty na życiu Michaliny Wisłockiej (okrzykniętej matką rewolucji seksualnej w Polsce) pokazuje prawdę o życiu uczuciowym nie tylko samej bohaterki, ale też każdego z nas z osobna. Prawdy opartej na umiejętności "bliskiej" rozmowy mężczyzny z kobietą, bez pruderii i zakłamania.
I dlatego poeci mniejszego i większego kalibru piszą wiersze, dotykając sfery uczuciowej człowieka. Poszukują w swojej twórczości odpowiedzi na odwieczne pytania egzystencjalne. I choć książka M.Wisłockiej, rodząc się w wielkim bólu wydawniczym (w zakłamanych czasach PRL-u) weszła na półki księgarskie dokładnie 40 lat temu po dziś dzień cieszy się niesłabnącą popularnością.
W jednym z wywiadów Magdalena Boczarska, odtwórczyni główniej roli, zadaje pytanie swoim czytelnikom: Czy postać M. Wisłockiej i koleje jej kontrowersyjnego życia jeszcze kogoś zainteresują w naszych czasach? Bo przecież w dobie internetu (który odsłania dosłownie wszystko) może budzić wątpliwości. Jednak kreacja Boczarskiej, jej wdzięk, uroda i umiejętności aktorskie są niezaprzeczalnym atutem tego filmu. A wszelkie niedopowiedzenia zarówno w życiu, jak i w poezji są znacznie ciekawsze, niż dosłowność. Tak było bez wątpienia w latach 70 XX w. i dlatego książka ta szokowała, pobudzała wyobraźnię i ciekawość tego, o czym nie wypadało mówić głośno. Bez zażenowania, najlepiej wcale. Dzisiaj właściwie wypada pisać i mówić o wszystkim, tylko z jakim skutkiem? W każdym razie film M. Sadowskiej daje wiele do myślenia, daje nam przede wszystkim nadzieję, że warto kochać i być kochanym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz